Al.Capone Festiwal Whisky & Wina – 14-15.06.2024 r.

Festiwale whisky już na dobre zagościły w kalendarium wydarzeń kulturalnych odbywających się, co roku w Polsce. A tak się składa, że rok 2024 jest rokiem dość wyjątkowym, gdyż wydarzeń tego typu zaplanowano wyjątkowo wiele.

Jednym z nich był Al.Capone Festiwal Whisky & Wina, który odbył się 14 i 15 czerwca 2024 roku w Rzeszowie, tuż przy Hali Podpromie.

A jaki to był festiwal… o tym już za chwilę…

O festiwalu:

„NAJLEPSZA IMPREZA NA PARKINGU NA JAKIEJ BYŁEM” – pomyślałem sobie, że właśnie w taki sposób rozpocznę swoją relację. W sumie drugie, co przychodziło na myśl to „STARA JASTRZĘBIA GÓRA – TYLKO TAKA BEZ MORZA…” lub „WESOŁE MIASTECZKO Z WHISKY”.

Zapewne zastanawiacie się, dlaczego w taki właśnie sposób w skrócie opisuję ten festiwal, więc już Wam tłumaczę.

Otóż lokalizacja tego festiwalu to parking tuż przy Hali Podpromie w Rzeszowie. W mieście, które jest mi osobiście zupełnie nieznane i do którego przyjechałem po raz pierwszy. Nawet, gdy dotarliśmy już pod halę (Piotrek – #PS oraz Tomek – #Barbarian), to nie do końca wiedzieliśmy gdzie dokładnie „jest ten parking” (w sumie tutaj taka mała uwaga do organizatorów – warto za rok to jakoś oznaczyć dla przyjezdnych). Ale znaleźliśmy go w końcu… 😉

Powitała nas przyozdobiona brama wejściowa, przypominająca nieco te prowadzące do cyrku czy też parku rozrywki. Tuż za nią rozstawione były pierwsze namioty (sklep festiwalowy Al.Capone) oraz kolejne z stoiskami wystawców. Widoczne były znaki, które świetnie informowały nas, w którym kierunku mamy się udać, aby odnaleźć miejsce docelowe – namiot edukacyjny, Masterclass namiot 1, Masterclass namiot 2, namioty wystawców, strefę gastronomiczną, strefę kibica czy też WC.

Gdy weszliśmy już nieco głębiej, zaskoczyła nas przede wszystkim przestrzeń, która została zagospodarowana w bardzo przemyślany sposób i jak się okazało z czasem, można było poruszać się po terenie festiwalu wyjątkowo swobodnie, co potęgowało komfort uczestnictwa w tym wydarzeniu.

Naturalnie, w tym momencie, każdy z uczestników musiał zdecydować sam, jaką drogę wybierze i co odwiedzi w pierwszej kolejności, jakiego drama spróbuje i w jaki sposób ułoży swój dzień.

Pierwszego dnia, naszym głównym celem było zapoznanie się ze stoiskami wystawców, sprawdzenie oferty, cen za festiwalowe dramy czy też ogólne rozmowy z poszczególnymi wystawcami. Z góry wiadomo było, że nie damy rady spotkać się ze wszystkimi, gdyż stoisk było sporo, więc pewne kwestie postanowiliśmy przenieść na dzień drugi. Jako, że nasz blog poświęcony jest whisky, to wybaczcie, ale nie opowiemy za dużo o winach i innych alkoholach… Mam nadzieję, że czytając tę relację, nie będziecie mieli nam tego za złe, ale od zawsze wychodzimy z takiego założenia, że jak na czymś się nie znamy…lub znamy się raczej słabo to po prostu nie będziemy udawać, że jest inaczej. Ale jedno warto tutaj zaznaczyć, stoisk w winami było całkiem sporo i mimo, że kieliszek festiwalowy przeznaczony był do picia whisky, to nie było potrzeby, aby się martwić „jak tu degustować w nim wino?”. Otóż przy głównej strefie z winami, czekały na uczestników odpowiednie kieliszki, które można było „pożyczyć” i poprosić o nalanie wybranego wina. My nie spróbowaliśmy żadnego… Dlatego kwestię winną… zamykamy w tym momencie i przechodzimy do WHISKY.

Jak już wspomniałem powyżej, stoisk z whisky było sporo. Były te, dobrze nam znane z większości festiwali, ale były również takie, które nie zawsze się pojawiają, a jak już są to naprawdę warto do nich zajrzeć i właśnie od nich zaczniemy krótkie opisy.

DISTILLERS LIMITED/CENTRUM WINA

Idealny przykład stoiska, na którym zarówno miłośnicy wina jak i whisky, czy też nawet ginu znajdą coś dla siebie. Stoisko, o którym pisałem już co nieco, gdy po długiej przerwie pojawili się na Whisky Live Warsaw w 2023 roku. Tym razem asortyment został nieco ograniczony, gdyż indeksów w ofercie mają naprawdę sporo, a miejsca mieli tym razem mniej niż na WLW. Za to charyzmatyczny Szymon Urban – jeden z „mózgów” Distillers Limited, postanowił zaprezentować przekrojowo, w sposób bardzo ciekawy to, co mają w ofercie. Klasyczne edycje Glencadam, Tomatin czy Tomintoul. Kilka butelek z Tullibardine, czy też nowszą pozycję w ich portfolio, czyli whisky z Wolfburn. Był również amerykański Koval, czy też irlandzka The Whistler. Spróbowaliśmy tak kilka przepysznych dramów, jak Glencadam 21yo czy też 36-letnią Tomatin. Jeśli na kolejnych festiwalach zobaczycie „króliczka w kapeluszu” to nie uciekajcie, zatrzymajcie się i pogadajcie… nie pożałujecie…

TWO STACKS IRISH WHISKEY

Wizytę na tym stoisku zaplanowaliśmy sobie na drugi dzień festiwalu. Po pierwsze, dlatego, że wiedzieliśmy, że przeprowadzimy dość długą rozmowę z Donalem Mclynnem, który jest jednym z współzałożycieli marki, a po drugie, byliśmy bardzo ciekawi, co to właściwie jest za whiskey. Tak, to Ci „szaleńcy”, którzy postanowili zabutelkować…przepraszam…zapuszkować whiskey. „Dram in a Can”, – bo tak właśnie nazywa się ten projekt, to nic innego jak 100ml puszki, w których znajduje się whiskey. Oczywiście na stoisku były również whiskey w butelkach 😉 w tym przygotowana specjalnie na ten festiwal 7 letnia Single Pot Still whiskey finiszowana w beczce po Cab Franc Ice Wine. Jak się okazało później, były również edycje Red Vermouth Cask Finish czy też Apricot Brandy Cask Strength Edition. Przyznam szczerze, że po spróbowaniu whiskey od Two Stacks, śmiało można stwierdzić, że każdy znajdzie coś dla siebie. A jak lubicie coś na „słodko” to ich likier Irish Cream smakuje jak roztopione lody i jest przepyszny. Myślę, że niebawem spróbujemy ich produktów na spokojnie i opiszemy je na blogu. Na pewno spodziewać się możecie recenzji edycji Ice Wine.

AL.CAPONE

Stoisko organizatora wiadomo…, ale wspominam o nim przede wszystkim z jednego względu, być może się mylę, ale były na nim dostępne, jak nie wszystkie to na pewno większość bottlingów, które były dla Al.Capone przygotowane przez ostatnie lata. W tym wszystkie whisky festiwalowe, opisywana już przeze mnie 7 letnia Amrut z beczki po Fino, ale także zupełna nowość, właściwie do spróbowania przedpremierowo, czyli Glasgow 1770 PX Spinola Cask, która była bardzo smaczna. Były również specjalne edycje whisky Bimber, wszystkie trzy wydania na Polskę. Oczywiście, Al.Capone wystawia się również na innych festiwalach, ale chyba jeszcze nigdy z tak bogatą ofertą „swoich whisky”, więc naprawdę warto było się tutaj zatrzymać na chwilę.

THE LAST PORT

Pisałem o nich, co nieco podczas relacji z Whisky Day Cracow 2024. Napiszę jednak jeszcze raz, gdyż można tam spróbować bardzo ciekawe whisky z Japonii, ale także szkocką The Hearach. Nie brakowało również rumów na temat, których się nie wypowiem, ale osoby, które na rumach się znają (w przeciwieństwie do mnie – #PS), bardzo sobie chwaliły ich portfolio. Jak zwykle, na wizytę warto zarezerwować sobie nieco więcej czasu, gdyż Rafał Nawrot, który będzie częstował Was whisky, to taki „typ gawędziarza”, zatem przygotujcie się nie tylko na ciekawą whisky, ale również sporą dawkę wiedzy.

UNIQUE SPIRITS

Mikołaj Rzeźnik i jego Unique Spirits pojawiają się już, co raz częściej na festiwalach whisky, więc mogliście już co nieco u nich spróbować na innych eventach. Jednak za każdym razem znajdujemy tam jakieś nowości i ciekawostki. Tym razem dumnie prezentowała się whisky Whitlaw zabutelkowana dla naszej dobrej koleżanki Eli z bloga WhiskyElla. Jak zwykle butelkę zdobiła piękna etykieta, a zawartość, mimo młodego wieku, pozytywnie zaskoczyła. Zresztą, o tej konkretnej whisky przeczytacie już niebawem nieco więcej u nas na blogu. Ale co jeszcze na stoisku…oczywiście kolejne bottlingi The Single Cask, w tym Caol Ila w kilku odsłonach z ciekawymi finiszami. No i dużo, dużo dobrego humoru i pozytywnych rozmów. Do Mikołaja zawsze warto wracać, mimo, że tym razem nie mogliśmy aż tak długo spędzić u niego, to w sumie nawet lepiej dla Niego… więcej zostało w butelkach 😉

ML SPIRITS

Podczas Whisky Day Cracow nie udało mi się dotrzeć na spokojnie na to właśnie stoisko, dlatego postanowiłem to zmienić podczas Rzeszowskiego festiwalu. Produkty z dystrybucji ML SPIRITS znam całkiem dobrze i o kilku możecie przeczytać na blogu. Wiedziałem jednak, że znajdę dla Siebie coś nowego, co być może po raz kolejny mnie zaciekawi, a może nawet nieco zaskoczy. I tak właśnie się stało. Do kieliszka trafiła niesamowicie owocowa Arran z Remnant Renegade Signature Series Edition 1. Limitowana edycja, przygotowana przez Stewarta Bowmana, Distillery Managera Lochranza. Kolejna z tych whisky, nad którymi będę chciał się pochylić nieco mocniej, pisząc recenzję na bloga. Ale to oczywiście nie wszystko. Kolejne godne uwagi whisky to Glasgow 1770. Oprócz podstawowego portfolio, było można spróbować edycji The Original oraz Peated w mocy beczki, ale przede wszystkim godne uwagi były edycje Manzanilla Sherry Cask oraz PX Spinola Cask, o której wspominałem już opisując stoisko Al.Capone. Warto również wspomnieć, że można było przeprowadzić ciekawe rozmowy z Sebastianem Bunfordem-Jonesem, który jest Global Marketing Managerem The Glasgow Distillery. Jeszcze na koniec dodam, że była również whisky LAGG, o której obszernie pisałem już jakiś czas temu na blogu recenzując edycje Corriecravie i Kilmory.

CERVILLE INVESTMENTS

Mimo iż na tym stoisku spróbowaliśmy zaledwie jednej whisky to wspominam o nim przede wszystkim dlatego, że to właśnie tam inni, Ci co jeszcze nie znają, mieli okazję spróbować whisky Torabhaig z wyspy Skye, która w mojej ocenie prezentuje się bardzo dobrze, o czym już na pewno mieliście okazję przeczytać na blogu. Były również smaczne amerykańskie whiskey The Wiseman, a do naszych kieliszków trafiła specjalna edycja Kentucky Owl – Takumi, która powstała w dzięki kolaboracji dwóch osobistości ze świata whisky: Kentucky Owl Master Blendera Johna Rhea i Japanese Whisky Blendera Yahisa Yusuke. Była inna, specyficzna, ciekawa i bardzo nie oczywista.

To tyle, jeśli chodzi o stoiska, które polecamy „na przyszłość”, jeśli chodzi o te mniej oczywiste i mniej znane. Przejdźmy teraz pokrótce do stoisk znanych i lubianych przez wszystkich 😉Pozwólcie, że opiszemy je w kolejności losowej, gdyż po prostu wizyta na każdym z nich jest wręcz obowiązkowa, zarówno dla osoby zaczynającej swoją przygodę z whisky jak i osób, które już co nieco w swoim życiu posmakowali.

BROWN-FORMAN, a dokładniej takie brandy jak BENRIACH, GLENGLASSAUGH, THE GLENDRONACH czy też WOODFORD RESERVE. Tutaj jak zwykle mieliśmy dostępne całe podstawowe portfolio, ale także edycje nieco trudniej dostępne „dla naszych portfeli”, chociażby 25 i 30-letnią Benriach, edycję Benriach Single Cask z 1997 roku czy też specjalne wydania Woodford Reserve. Co istotne, na stoisku jak zwykle można było spotkać Adama Frankowskiego ze swoją wspaniałą ekipą, ale tym razem uzupełnioną o dwie ważne postacie: Kirsten Ainslie, które pełni funkcję Assistant Blender i jest poniekąd prawą ręką Rachel Barrie oraz człowieka legendę i chyba najbardziej znanego na świecie Global Brand Ambassador, czyli Stewart Buchanan. Spędziliśmy na rozmowach sporo czasu i polecamy każdemu z Was, aby przy najbliższej okazji przyjść i porozmawiać z Nimi. Naprawdę warto.

Dalej to oczywiście stoisko BRUICHLADDICH, na którym jak zwykle nie brakowało delikatności, ale także solidnej dawki torfowego dymu. Mieliśmy klasyczną Bruichladdich, dymną PORT CHARLOTTE i „torfową bestię” czyli OCTOMORE. Tuż obok, wciąż dla wielu nieznana marka WESTLAND. Amerykańska single malt w czterech odsłonach, każda wyjątkowa, każda inna i każda warta spróbowania.

Można by rzec, że naprzeciwko Bruichladdich mogliśmy się zderzyć ponownie z dwoma obliczamy whisky. Tym wyraźnie łagodnym, owocowy a także tym dymnym, fenolowym. Tak moi drodzy, mowa tutaj o stoisku LVMH, czyli GLENMORANGIE/ARDBEG dowodzonym przez bardzo charyzmatycznego i wesołego Stanisława Domina. Spróbowaliśmy najnowszej Glenmorangie Triple Cask Reserve, która okazała się… zaskakująco pijalna jak na swoją niską cenę (na festiwalu można było ją nabyć nawet za 99,99 zł), wleciał też Ardbeg 8yo for Discussion i Spectacular, a na drugi dzień, dzięki wspaniałej radzie Staszka, do kieliszka trafiła Glenmorangie Signet, która przepięknie skomponowała się z cygarem, które postanowiliśmy wypalić w strefie chill outu.

Kolejnym stoiskiem z kategorii „must visit” jest BACARDI, a dokładniej miejsce, w którym można było spróbować takich whisky jak DEWAR’S, ROYAL BRACKLA, AULTMORE, CRAIGELLACHIE, ABERFELDY czy też nowsze brandy w ich portfolio takie jak ANGEL’S ENVY czy też irlandzka TEELING. Tutaj ewidentnie każdy mógł coś znaleźć dla Siebie. A przy okazji rozmowa z Patrykiem Kowalskim to zawsze czysta przyjemność.

Na stoisku DIAGEO spróbowaliśmy specjalnej edycji LAGAVULIN finiszowanej w beczkach po karaibskim rumie, ale wybór jak zwykle było spory. Bartosz Ziembaczewski ze swoją ekipą zawsze dbają o to, aby festiwalowy lineup był tak zróżnicowany, że selekcja whisky skierowana była dla tych początkujący, dla tych co lubią słodkie i owocowe whisky, oraz dla tych co szukają nieco wytrawniejszych smaków. Zresztą ich nie trzeba reklamować, myślę, że na każdym festiwalu starają się nas zaskoczyć przynajmniej jedną butelką, a zazwyczaj jest ich po prostu kilka. Mało kto może zaoferować tak szerokie portfolio wraz z tak szerokim spektrum aromatów i smaków.

Zatrzymaliśmy się również u Janka z AN.KA Wines gdzie udało nam się spróbować dymnego BENROMACHA, odwiedziliśmy Łukasza Szczepanik z WHISKY SPIRIT i właściwie tutaj powinniśmy postawić kropkę.

Jak już pisałem wcześniej, każdy musiał wybrać „swoją drogę whisky”, dlatego też nie udało nam się dotrzeć na spokojnie na takiej stoiska jak: GLENFIDDICH, THE BALVENIE, TULLAMORE D.E.W., BEST WHISKY MARKET, TEAM SPIRIT, TUDOR, M&P, BROTHERS IN DRAMS, BEVWORKS, DOM WINA, BUSHMILLS, strefy koktajlowe i zapewne jeszcze kilka innych. Zupełnie nie oznacza to, że były to stoiska w jakiś sposób „gorsze” od innych. Wręcz przeciwnie, było tam bardzo dużo dobrej whisky…, ale niestety, nie da się „ogarnąć” wszystkiego.

Jeśli jeszcze macie siły i chcecie dowiedzieć się, w jakich sesjach degustacyjnych MASTERCLASS uczestniczyliśmy, to właśnie nastał ten moment, aby opowiedzieć o nich kilka słów.

Sumarycznie, na festiwalu, piątkowych sesji było 7, a w sobotę aż 14. My, pierwotnie planowaliśmy po jednej sesji na dzień. Ostatecznie, uczestniczyliśmy w jednej w piątek i w dwóch w sobotę. Kolejno były to Secret Speyside w piątek a następnie w sobotę Beczki po winach i winach wzmacnianych w świecie whisky. Degustacja Aberfeldy, Royal Brackla, Teeling oraz BENRIACH – WORLD OF FLAVOUR.

SECRET SPEYSIDE

Degustacja prowadzona była przez Dariusza Fabrykiewicza, człowieka, którego spokojnie można nazwać „weteranem” polskiej sceny whisky, ale przede wszystkim faceta, którego darzymy niezwykłą sympatią. Mało, kto tak jak Darek, potrafi opowiadać o whisky, wplatać między schematy niebywałe historie tworząc na swoich degustacjach wyjątkowo rodzinną i przyjazną atmosferę. Uśmiech na twarzy połączony z dobrą whisky to zawsze wartość dodana takich spotkań.

Dawno temu, w ramach Whisky Talks, Darek udzielił nam wywiadu, jeśli nie czytaliście, to zapraszamy do zapoznania się z tym materiałem:

Ale co właściwie znalazło się w naszych kieliszkach. Otóż były to: 21-letnia Glen Keith, 25-letnia Braes of Glenlivet, 23-letnia Longmorn, 21-letnia Caperdonich oraz 18-letnia Caperdonich Peated, czyli wersja dymna.

Wszystkie whisky to przedstawicielki regionu Speyside, w tym whisky z zamkniętej już destylarni (Caperdonich). W skrócie, wszystkie przeniosły nas do czasów, kiedy to wyraźne nuty słodowe wyczuwalne były w whisky czasów, kiedy region Speyside wyraźnie kojarzony był z pełną gamą owoców sadu uzupełnianych systematycznie przez nuty cytrusowe i białe owoce, a momentami nawet owoce tropikalne. Przeniosły nas do czasów gdzie Longmorn była „lepikiem” nadającym charakter blendom, a Caperdonich mogła zaskoczyć nas swoim nieoczywistym torfowym obliczem. Wszystkie whisky były solidne, smaczne, ale bez fajerwerków, jakie szukają „nowe pokolenia” whiskopijców. Nie zaskakiwały, nie powalały z nóg, ale były niebywale pijalne i przyjemne. Tomkowi najbardziej smakowała lekko „przykurzona” i dojrzała 25-letnia Braes of Glenlivet, mi zaś najbardziej podeszła dymna, 18-letnia Caperdonich. Zaskoczyła mnie sporą intensywnością dymu świetnie połączoną z nutami owoców sadu. Bardzo chcieliśmy się przekonać, jaki poziom reprezentują te whisky. Otrzymaliśmy starą szkołę, można by rzec „klasyczne Speyside”. Bez zaskoczeń, bez zbędnej euforii. Ale… to w sumie dobrze. Kawał dobrej roboty.

BECZKI PO WINACH I WINACH WZMACNIANYCH W ŚWIECIE WHISKY. DEGUSTACJA ABERFELDY, ROYAL BRACKLA, TEELING. 

Gospodarzem tej degustacji był oczywiście Patryk Kowalski, który reprezentuje powyżej wymienione marki whisky i z którym mieliśmy okazję przeprowadzić wywiad jakiś czas temu:

Sama nazwa spotkania sugerowała, że whisky, z jakimi będziemy mieli do czynienia poddano procesowi dodatkowego starzenia w beczkach po różnego rodzaju winach. Lineup zaproponowany przez Patryka wyglądał następująco (w kolejności degustowania): 15-letnia Aberfeldy finiszowana w beczkach po Semillon Wine (białe słodkie wino deserowe) z regionu Cadillac, 18-letnia Royal Brackla finiszowana w beczkach po sherry a dokładniej sherry Palo Cortado, 18-letnia Aberfeldy finiszowana w beczkach po Cabernet Sauvignon z regionu Napa Valley, NAS-owa Teeling Single Grain która cały proces starzenia odbyła w beczkach po Cabernet Sauvignon oraz na zakończenie 12-letnia Royal Brackla z finiszem w Oloroso sherry.

I jak było… faktycznie owocowo i „winnie”, ale bez przesady. Jeśli chodzi o Aberfeldy, to obie whisky zachowały swój „kręgosłup” i znane nam nuty miodowe-waniliowe, które w 15-stce łączyły się z nutami owoców pestkowych (brzoskwinie, nektarynki, morele), ale także z nieco kwiatowymi akcentami. W 18-stce zaś pojawiło się nieco więcej truskawek, czerwonych owoców jagodowych a nawet tropikalnych. Lekko i przyjemnie, a finisze miały tutaj na celu raczej rozwinięcie palety aromatyczno smakowej niż jej zdominowanie.

Jeśli chodzi o Royal Brackla, to być może Was zadziwię, ale ponownie „wygrała” edycja 12-letnia, mimo, że „konkurowała” z 18-letnią siostrą. 12-stkę próbowałem po raz kolejny, po około rocznej przerwie, kiedy to zachwyciła mnie po raz pierwszy. Mimo iż była ostatnią pozycją podczas degustacji to błyszczała na tle innych, dumnie pokazując swoje „sherrowe” oblicze. Sporo w niej było słodyczy, nut karmelowych i toffi, zmieszanych z nutami wiśni, rodzynek i pomarańczy. To wszystko przyprawione nieco imbirem i nutką skóry. Gdy spróbowałem jej po raz pierwszy, byłem bardzo zaskoczony, jakością użytych beczek. Aktualnie, nadal podtrzymuję, że jest bardzo dobrze. 18-stka była za to dość świeża, słodowa. Sporo było w niej nut wanilii i jabłek. Trochę ten finisz był mało wyraźny. W smaku było można znaleźć zarówno słodycz jak i nieco wytrawności. Trochę pikantnych przypraw, owoców w syropie i dębiny. Bardzo pijalna, choć jakby czegoś jej brakowało.

Niestety całkowicie poza stawką znalazła się Teeling Single Grain. Odbiegała znacznie, jakością od pozostałych whisky, czuć było, że to irlandzka whiskey budowana na bazie kukurydzy. Jej aromat nie zachęcał, smak był nieco lepszy, ale zginęła pośród pozostałych whisky.

Czasu na pełną analizę było niestety zbyt mało. Ale od czego są samplówki 😉 Zatem w niedalekiej przyszłości spodziewajcie się recenzji na blogu tych Aberfeldy i Royal Brackla 😊

BENRIACH – WORLD OF FLAVOUR

Przyznam szczerze (#PS – Piotrek), że dla tej degustacji poniekąd postanowiłem się wybrać do Rzeszowa, a może nie tyle samej degustacji a dla osób, które ją prowadziły. Nie często zdarza się, że do Polski przyjeżdża osoba, która „odpowiada” za to jak kreowana jest whisky, która finalnie trafia na półki sklepowe. A właśnie tak było w tym przypadku, gdyż współprowadzącą to spotkanie była wspomniana już nieco wyżej w tekście – Kirsten Ainslie, które pełni funkcję Assistant Blender i jest poniekąd prawą ręką Rachel Barrie. Zatem czynnie uczestniczy w kształtowaniu się profilu między innymi whisky Benriach. Drugą osobą, o której nie można zapomnieć to oczywiście Stewart Buchanan, czyli wulkan energii i chodząca encyklopedia, jeśli chodzi o Benriach i inne whisky szkockie z portfolio Brown-Formana. Nie będę się rozpisywał na jego temat, ale zapraszam Was do przeczytania wywiadu ze Stewartem w ramach naszego projektu Whisky Talks:

Ostatnim, ale jakże ważnym ogniwem tego masterclass był oczywiście Adam Frankowski, dzięki któremu udało się sprowadzić do Polski tak wspaniałych gości. Adam koordynował przebieg całej degustacji tłumacząc pokrótce to, o czym opowiadali szkoccy goście, dla osób, które język angielski znają odrobinę gorzej. O Adamie mógłbym napisać równie dużo, co o Stewarcie, jednak po raz kolejny odeślę Was do wywiadu Whisky Talks, który serdecznie polecam:

No dobrze, to prowadzących już „nieco poznaliśmy”, więc czas na whisky. Lineup tego spotkania prezentował się wyśmienicie.

Degustację rozpoczynaliśmy od 16-letniej Benriach starzonej w beczkach po bourbonie, sherry i virgin oak. Whisky ta miała swoją premierę w zeszłym roku i pięknie nawiązuje do nieco bardziej klasycznego, Speysidowego oblicza Benriach. Sporo owoców pestkowych, owoców sadu połączonych z nutami dębiny i miodu, z dosłownie odrobiną dymu. Na start – pozycja idealna.

Drugą w kolejności była 21-letnia edycja Benriach starzona w aż czterech typach beczek: po bourbonie, sherry, czerwonym winie i beczkach virgin oak. Ta pozycja potrzebowała już nieco więcej czasu w kieliszku. Otwierała się na owoce jagodowe, wiśnie, owoce sadu, nuty miodowe przeplatane nutą dębu, orzechów i kakao. W niej również można było odnaleźć nuty dymu. W smaku dochodziły jeszcze owoce tropikalne, odrobina ziół. Elegancka i przyjemna. Na pewno do niej jeszcze wrócę, gdyż czas niestety nas gonił i trzeba było przejść do kolejnej pozycji.

Trzecią whisky była 25-letnia Benriach, którą również zestawiono z destylatów starzonych w czterech typach beczek: po bourbonie, sherry, winie Madeira oraz beczkach virgin oak. W aromacie jakby nieco ziemista, nieco intensywniejsze nuty sherry oraz jakby lekko zadymione owoce pestkowe wraz z nutami orzechów i wiśni. W smaku ponownie owoce tropikalne, nieco grillowane wraz z suszonymi owocami i odrobiną przypraw. Trochę więcej dymu, ślady cynamonu i pomarańczy. Dębiny z czasem też przybywało. Generalnie ciekawa, choć koniecznie degustacja do powtórzenia w domowym zaciszu.

Kolejne trzy pozycje w lineupie to tak zwane Cask Edition. Pierwszą z nich była edycja wydestylowana w 1997 roku, zabutelkowana po 25 latach, z których ostatnie cztery spędziła w beczce typu Virgin Oak (faworyt Tomka – #Barbarian w tej degustacji). Charakterna pozycja, z zdecydowanym wpływem świeżych beczek, ale więcej napiszę o niej niebawem w osobnej recenzji.

Piątą whisky w zestawie była edycja wydestylowana w 1998 roku, zabutelkowana po 24 latach i dojrzewająca w beczce po Pedro Ximenez. Na co warto zwrócić tutaj uwagę, to fakt, że edycja ta jest whisky trzykrotnie destylowaną, a nie tradycyjnie dwukrotnie. Od czasu do czasu przez bardzo krótki czas w destylarni Benriach produkuje się właśnie w ten sposób destylat. Zatem pozycja ta była po przynajmniej jednym względem dość unikatowa. A jak pachniała i smakowała? Ciemne owoce, rodzynki, figi, daktyle, suszone owoce, czekolada, cynamon, przyprawy, kakao, wiśnie. To tylko kilka nut, jakie można było w niej znaleźć. Podobnie jak w przypadku wcześniejszej whisky, dokładniej zanalizuję ją z sampla, który już czeka na degustację.

Ostatnią pozycją była ta, na którą chyba najbardziej czekałem (#PS – Piotrek). Otóż była to whisky wydestylowana w 1994 roku, zabutelkowana po 28 latach dojrzewania w beczce po sherry Oloroso. Co istotne, destylat był dymny. Rzadko mi się zdarza próbować tak wiekowej dymnej whisky z regionu Speyside, a tym bardziej wersji „z jednej beczki”. No i nie zawiodłem się. Opisując ją w całkowitym skrócie, to otrzymaliśmy piękne połączenie dymu z owocową słodyczą. Po tylu latach dym wciąż jest wyraźnie wyczuwalny, choć jest niebywale subtelny. Owoce są wręcz grillowane, oblane sosem słodkim BBQ. A przy tym wciąż wyraźne nuty wędzonego słodu jęczmiennego. Ja uwielbiam takie połączenie, a wiek dodał jej dodatkowej gładkości i złożoności. O niej również napiszę nieco więcej już niebawem.

Działo się, zatem bardzo dużo na tej sesji degustacyjnej. Ponownie gonił nas czas, ponownie wpływ na to, co było w kieliszku miała temperatura otoczenia, ale bez wątpienia była to jedna z ciekawszych degustacji na całym festiwalu. Świetna whisky z fantastycznymi prowadzącymi to zawsze przepis na sukces. Nie zawiodłem się i cieszę się również, że niebawem będę miał okazję wrócić do kilku whisky w domowym zaciszu i napisać o nich dla Was coś więcej.

W tym miejscu chciałbym jeszcze zwrócić pewno uwagę organizatorom. Proszę Was… za rok dodajcie kolejny namiot masterclass i ustalcie czas trwania takiej sesji na minimum godzinę i 15 minut. W mojej ocenie (i znacznej większości uczestników) 45 minut to zdecydowanie za mało, w szczególności gdy w kieliszkach mamy takie trunki, które potrzebują czasu na dokładniejszą analizę. Myślę, że taka zmiana będzie tylko na plus 😊

PODSUMOWANIE

Wypadałoby w którymś momencie zakończyć tę relację i napisać jeszcze kilka słów o kwestiach, które nie były poruszone wcześniej. Także pokrótce.

Jeśli chodzi o STREFĘ GASTRO to spokojnie można było zjeść dobry posiłek za ok. 25-35 zł, w zależności od naszych preferencji smakowych. Ważną informacją jest to, że płatność odbywała się walutą festiwalową, czyli dokładnie w taki sam sposób jak w przypadku zakupów dramów na stoiskach. Kupony o różnych nominałach można było nabyć w sklepie festiwalowym.

Zapewne zastanawiacie się także jak wyglądała STREFA WC 😉Otóż nie było z nią jakiegoś większego problemu. Wiadomo, że Toi Toi nigdy nie będzie na tyle komfortowy jak normalna toaleta, ale nie było tutaj problemu z czystością. Dłonie również można było spokojnie umyć w specjalnie przygotowanych „umywalkach”.

Dodatkową atrakcją festiwalu była naturalnie STREFA KIBICA. Fani piłki nożnej mogli spokojnie zasiąść na leżakach z dobrym dramem w ręku lub kieliszkiem wina czy też koktajlem.

Nie brakowało również konkursów na scenie głównej, pokazów barmańskich a na koniec każdego dnia koncertów w rockowym klimacie. Co prawda na scenie pojawiły się coverbandy, ale trzeba przyznać, że nie były to „kapele weselne”, a zespoły „z krwi i kości”. Naprawdę nie było się, do czego przyczepić.

Skoro już piszę o muzyce, to znaczy, że zrobiło się ciemno i trzeba najzwyczajniej w świecie… kończyć tę opowieść.

Cóż mogę Wam jeszcze napisać, jak na pierwszy festiwal na Rzeszowskiej ziemi – byłem/byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni. A i najważniejsze – pogoda dopisała, bo gdyby jej nie było, to mogłoby być zupełnie inaczej…, ale podobno, „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”.

Całej ekipie Al.Capone dziękuję za włożony trud w przygotowanie tej imprezy i wierzę, że za rok zobaczymy się ponownie. Ja już wpisuję sobie w kalendarz, że w czerwcu 2025 ponownie ruszam „na Rzeszów”.

A na koniec, Tomek – #Barbarian i ostatni dram festiwalu – Tomintoul 40yo…, którą wzięliśmy „na wynos”.

#PS #Barbarian #WhiskyMyLife

#FestiwalWhisky #Relacja #Wrażenia #Opinie #Degustacje #Spotkania #Festiwal #Whisky #Bourbon

Dodaj komentarz

Start a Blog at WordPress.com.

Up ↑