Whisky Day Cracow – Edycja Szósta – 18.05.2024 r.

Każdego roku czekam na maj… odliczam dni… potem godziny… do festiwalu whisky w Krakowie.

Nie inaczej było teraz, mimo że jeszcze na kilka dni przed tym wydarzeniem, moja obecność na nim stała pod znakiem zapytania.

Ale udało się (może nie w pełni sił), po raz szósty odwiedzić Forty Kleparz i oddać się celebracji złotego trunku…

Jak zapewne wiecie, coraz trudniej jest mi pisać coś obiektywnie, gdyż moje subiektywne odczucia są niełatwe do zwalczenia, ale na początku tej relacji postaram się podsumować festiwal w bardziej ogólnikowy sposób.

Festiwal dla każdego…

W tym roku, organizatorzy postanowili ponownie powiększyć teren festiwalu, z jednej strony, aby zapewne umożliwić uczestnictwo jeszcze większej liczbie osób, a z drugiej strony, aby zachęcić nowych uczestników, którzy jeszcze w poprzednich latach nie byli do końca przekonani, czy aby na pewno jest to impreza dla nich.

Dlaczego tak twierdzę? Otóż, dlatego, że pojawiła się strefa, a raczej „Zaułek Koktajlowy” o pokaźnych rozmiarach, gdzie te osoby nie do końca przekonane do picia whisky solo, mogły spróbować najróżniejszych koktajli na jej bazie, a przy tym odpocząć i zrelaksować się na rozstawionych leżakach.  W strefie była również muzyka i świetnie bawiący się DJ. Dodatkowo, znajdowało się tam 9 stoisk, na których oczywiście można było zamawiać koktajle, ale również posmakować amerykańskiej whiskey czy też zakupić cygaro do skonsumowania.

Jeśli jednak to nie koktajle były waszym festiwalowym celem, a mimo wszystko był to wasz pierwszy festiwal whisky, to ponownie organizatorzy zadbali o to, aby oferta była na tyle zróżnicowana, że „nowicjusz” mógł postawić pierwsze kroki na swojej nowo odkrywanej drodze whisky.

O niektórych stoiskach napiszę nieco później, ale tutaj chciałbym zaznaczyć, że większość oferowała edycje whisky i whiskey, które miały na celu pokazać podstawy, ale także unaocznić różnice pomiędzy poszczególnymi, nawet tymi klasycznymi, powiedzmy mainstreamowymi edycjami. W mojej ocenie, takie whisky to podstawa każdego festiwalu i nigdy ich nie może zabraknąć. Wiadomo, że może ktoś stwierdzić coś w stylu „Ci to mają wiecznie to samo”, jednak nie słuchajcie takich osób, gdyż zawsze, naprawdę zawsze na festiwalu pojawiają się osoby, które nie posiadają szeroko zakrojonej wiedzy w temacie whisky i właśnie w takim dniu jak festiwal mogą się tych podstaw nie tylko nauczyć, ale i posmakować.

Idąc jednak dalej, w myśl tego, co zapewne siedziało w głowach organizatorów, warto też zaspokoić potrzeby osób, które już tej whisky trochę spróbowało i niekoniecznie chcą obcować „tylko z podstawkami”. No i tutaj ponownie przychodzą mi na język słowa „balans, zróżnicowanie, wielowymiarowość”, troszkę jakbym opisywał smak whisky w odniesieniu się do stoisk. Bo właśnie o ten podział chodzi również na festiwalach. O to, aby na stoiskach były również whisky rzadziej spotykane, limitowane, czasem ciężko dostępne. Myślę, że na większości stoisk taką perełkę można było znaleźć, ale były też takie, gdzie tych butelek było od groma…

Zatem… tak, uważam, że w tym roku festiwal skrojony był na miarę, na miarę każdego, kto tylko chciał poszukać tego, na czym mu zależy… To był festiwal dla każdego…

W drodze po whisky…

Teraz będzie już bardziej subiektywnie, gdyż każdy uczestnik festiwalu podążał inną „drogą whisky”. Ja mogę opisać swoją i zwrócić uwagę na to, co udało mi się wyłapać na stoiskach, które odwiedziłem.

GLENDRONACH/BENRIACH/GLENGLASSAUGH/WOODFORD RESERVE

Często się zdarza, że rozpoczynam dzień właśnie na tym stoisku. Związane jest to przede wszystkim z trunkami, jakie mogę tam znaleźć i które idealnie nadają się na rozpoczęcie festiwalu. Bo przecież jak rozpoczynać, to najlepiej od czegoś, co nam po prostu smakuje. A dodatkowo, zawsze jest tam świetna rodzinna atmosfera. Fantastyczny team dowodzony przez Adama Frankowskiego, który potrafi bardzo płynnie i gładko opowiadać o whisky. Można było znaleźć właściwie całe podstawowe portfolio w tym wprowadzone na rynek relatywnie niedawno nowe edycje Glenglassaugh. Były różne edycje The Glendronach, a także 25 letni cask bottling Benriach, uwaga, finiszowana w Virgin Oak, co nie jest typowe dla tak „wiekowych” whisky. Myślę, że każdy mógł znaleźć coś dla siebie.

HIGHLAND PARK

Osoby, które systematycznie czytają bloga, zapewne wiedzą, że HP to jedna z moich ulubionych whisky, więc wizyta na tym stoisku to dla mnie podstawa. Po pierwsze, lubię przypominać sobie smak tych whisky, a przy okazji gdzieś w głowie porównywać sobie jak się zmieniają poszczególne bottlingi. Po drugie, zawsze pojawia się jakaś butelka, której nie było wcześniej i nie miałem okazji próbować. Tym razem była to 20-letnia edycja single cask, która nie ukrywam, ale skradła moje serce. Warto było również spróbować edycji Cask Strength Batch 4, w której dość nietypowo jak na HP, w kupażu znalazły się whisky dojrzewające w beczkach po Porto. Humory na stoisku również dopisywały, zatem jeśli jeszcze nie znacie Highland Park, to polecam odwiedzić ich na kolejnych festiwalach.

ABERFELDY/DEWAR’S/CRAIGELLACHIE/AULTMORE/ROYAL BRACKLA/TEELING/ANGEL’S ENVY

Kolejne miejsce, które już na stałe odwiedzam na festiwalach, to stoisku BACARDI MARTINI, gdzie spotkać można Patryka Kowalskiego, który w fantastyczny sposób opowiada, o co raz to większym portfolio whisky dostępnym na polskim rynku z ramienia Bacardi. W tym roku moim celem było poznanie „bourbona” Angel’s Envy. Ciekawił mnie ze względu na fakt, że jest to bourbon finiszowany w beczkach po Porto. Miałem to szczęście, że mogłem spróbować nie tylko wersji podstawowej, ale także dwóch bardzo limitowanych edycji „w mocy beczki”, które, no cóż powalają z nóg – po pierwsze ze względu na ich cenę aukcyjno-rynkową ;), a po drugie, za jakość i złożoność, która w tej kategorii nie zawsze jest przecież oczywista. Oprócz tego, dostępne były różne edycje Aberfeldy i fantastyczna 21-letnia Royal Brackla. Dla osób początkujących były różne warianty Dewar’s a także irlandzka whiskey Teeling. Zatem znowu kompleksowo i zróżnicowanie. Bardzo podoba mi się uniwersalność tego stanowiska.

BRUICHLADDICH/WESTLAND

Zaczynając od Bru, nie brakowało nowości w postacie 18-letniej edycji, jak i „chyba” premierowo otwartej 30-letniej wersji. Następnie prawie całe portfolio, a także perełki jak Black Art no i oczywiści coś dla fanów PPMów, czyli Octomore. Tutaj nie da się nudzić, a osoby „polewające” trunki do naszych kieliszków zawsze kipią energią i wiedzą. Warto również wspomnieć o stoisku tuż obok Bru, czyli Westland. Miałem wrażenie, że było nieco „pominięte” przez uczestników festiwalu i zdecydowanie uważam, że jak zobaczycie tę nazwę na kolejnym evencie to koniecznie zatrzymajcie się tam i sprawdźcie „na własne oczy” jak się ma tak szybko rozwijająca się kategoria American Single Malt Whisky. Ja spróbowałem i jestem pod wrażeniem. Trzymam kciuki, aby świadomość tej marki rosła.

THE LAST PORT

Od razu zaznaczę, nie, to nie jest „ostatni port”, do którego zawiniemy w tej relacji 😉 aczkolwiek jest to port, w którym można by było zostać na bardzo długo… Stoisk było właściwie kilka. Jedno, na którym można było spróbować produktów z Isle of Harris, czyli whisky The Hearach i Isle of Harris gin, którego postanowiłem spróbować w końcowych momentach festiwalu i który wyjątkowo mnie orzeźwił. Te sugar kelp w składzie robią robotę 😉 Udało mi się również spróbować New Make Spirit The Hearach, z którego za minimum 3 lata będzie pełnoprawna whisky, a także japońskie whisky. Były również rumy, sporo rumów, ale to nie moja bajka… Japońska sekcja whisky dowodzona była przez Rafała Nawrota, tak, tego samego Rafała, który jeszcze nie tak dawno reprezentował Wild Turkey. No i co ja mam Wam tutaj napisać. Na kolejnych festiwalach koniecznie musicie go odwiedzić, choć jest jedno ale, przygotujcie się na sporą dawkę wiedzy zanim napijecie się drama. Z Rafałem nie ma lekko 😉 Ale obiecuję Wam, że nie znam za wiele osób, które z taką pasją opowiadają o whisky. I to jest piękne. No a whisky… też były piękne…

UNIQUE SPIRITS

Wewnętrznie – lub jak ja to lubię nazywać – „w katakumbach”, pierwszym stoiskiem, jakie odwiedziłem było Unique Spirits pod wodzą RONINA, znaczy Mikołaja Rzeźnika, a Ronin to była whisky, właściwie nieźle zakręcona Teaninich finiszowana w 64-litrowej oktawie po 1st fill Amontillado. Było jeszcze sporo Dram Mor, The Single Cask i innych ciekawych pozycji, przy których Mikołaj zastosował pewne bardzo fajne rozwiązanie, otóż pod każdą butelką była ulotka, na której znajdowały się najważniejsze informacje o danej whisky, dzięki czemu nawet, gdy Mikołaj zajęty był rozmową, można było już wstępnie zapoznać się z trunkiem i zdecydować się na wybór tego, co trafi do Waszego kieliszka. Na tym stoisku zawsze dopisuje humor, cięta riposta prowadzącego i generalnie „luz”.

BEV WORKS

Czekałem na wizytę na tym stanowisku, głównie, dlatego, że dzięki BEV WORKS ponownie na festiwalach zaczęły pojawiać się takie marki whisky jak Bunnahabhain, Ledaig, Tobermory czy Deanston. Jeśli chodzi o Bunkę to można było spróbować dwie edycje Feis Ile, w tym najnowszą finiszowana w beczce po Porto, o której niebawem więcej napiszę na blogu. Dobre słowa słyszałem również o Ledaig Triple Wood, ale niestety akurat jej nie próbowałem. Osobiście do gustu przypadła mi za to whisky 10-letnia Deanston Bordeaux Red Wine Cask Finish, która jak się okazało, wewnątrz miała nawet 14-letnie destylaty, a ten finisz w beczce po Bordeaux pozbawił nieco klasycznej dla Deanston trawiastości dodając przyjemne taniny. Na kolejnym festiwalu na pewno odwiedzę ich jeszcze raz, aby spróbować czegoś więcej.

I to by było na tyle, jeśli chodzi o takie nieco bardziej szczegółowe opisy stoisk… niestety, na innych byłem dosłownie przelotem, więc trudno jest mi o nich napisać w pełni. Nie mniej jednak na M&P można było spróbować dość szerokiej oferty whisky z ich dystrybucji, a Mariusz Masiak starał się mnie przekonać do Bowmore ;). Miło było ponownie spotkać Dorotę i Artura na stoisku Loży Dżentelmenów, niestety czasu na testowanie dramów już nie było.

Najbardziej jednak żałuję, że nie dotarłem do „Trójkąta Bermudzkiego”, czyli miejsca, w którym znajdowały się standy Bourbon Lovers, Brothers in Drams i Tudor House. Nie dotarłem tam z dwóch powodów. Pierwszy był taki, że był tak niesamowity tłok i od razu było wiadomo, „że coś tam się dzieje”. Drugi powód, prawdopodobnie ten bardziej realny, to po prostu obawy, że mogę spędzić tam większość festiwalu, bo niesamowitych dramów na tych stołach nie brakowało. Zdecydowanie te stoiska powinny mieć swoją lokalizację na świeżym powietrzu.

W tym roku zabrakło mi nawet czasu na dłuższe spotkanie przy stoisku DIAGEO, tak samo jak przy Glenfiddich (choć tutaj próbowałem wiekowej edycji Pure Malt), Balvenie czy Tullamore D.E.W.

Ale tak jak napisałem nieco wyżej, każdy musiał obrać jakąś drogę… niekoniecznie musiała to być droga najlepsza z możliwych, choć ja osobiście nie żałuję…

LUDZIE…WHISKY RODZINA

Powoli zmierzamy do końca mojej relacji, zatem czas na część najważniejszą.

Mówi się „Today’s rain is tomorrow’s whisky”, a ja powiem, że „Dzisiaj whisky, jutro przyjaźń”.

Od dłuższego czasu, na festiwalach whisky, to płynne złoto jest dodatkiem do spotkań z przyjaciółmi, pasjonatami i po prostu świetnymi ludźmi, z którymi mógłbym przegadać właściwie cały event. Wspólne wspomnienia, wymiana opinii, anegdoty, czasem wręcz niespotykane historie. Spotkania z nieoczywistymi whisky, którymi się częstujemy.

A w Krakowie, nie wiem dlaczego, ta atmosfera rodzinna udziela mi się najbardziej. Nie będę tutaj wymieniał osób, z którymi rozmawiałem i spędziłem miło czas. Oni wiedzą… jak będą to czytać, to na pewno się uśmiechną…

Dodam tylko jedno… pamiętajcie, aby whisky Was łączyła… nigdy dzieliła. Nie dajcie sobie wmówić, że coś jest lepsze czy gorsze. Że tak nie wolno, że musi być tak i tak. Ten trunek stworzono, aby przynosił radość i z radością spędzajcie takie festiwale. Niekoniecznie w notatnikach, na siłę próbując spisać jakieś notki smakowe. Na to przyjdzie czas w domowym zaciszu.

ŁYŻECZKA DZIEGCIU

Trudno szukać tych złych aspektów w festiwalu, który wyraźnie się lubi i zasadniczo nigdy nie mam ochoty tego robić. Ale na pewno ktoś powie: „No przecież nie mogło być idealnie.”

No i chyba nie było, bo nie ma idealnych festiwali. Doszukując się jakiś „problemów” na siłę, znalazłem trzy.

Pierwszy, to kolejka, która zawsze tworzy się na rozpoczęcie festiwalu. Wiem, że niektórzy stali w niej ponad 40 minut, aby wejść na teren festiwalowy. Mówię tu o osobach, które przyszły kilkanaście minut przed godziną 13. Stąd taka moja sugestia, że może warto by było rozpocząć wydawanie opasek festiwalowych na godzinę przed faktycznym otwarciem festiwalowych bram? Myślę, że usprawniłoby to wejście dla osób, które pojawiły się wcześniej, a przy okazji rozładowałoby kolejkę dla osób, które pojawiły się punktualnie o 13. Naturalnie, później, problem już nie występował i wszyscy wchodzili systematycznie.

Drugi, wiem, że może nie dla każdego woda jest ważna na festiwalu, ale dla mnie jest ona ważna w wielu aspektach. Jak na początku było jej pod dostatkiem, tak miałem wrażenie, że bliżej końca festiwalu, dostęp do wody na stoiskach był nieco ograniczony. Być może tylko mi się wydawało, ale byłoby super gdyby woda była do samego końca. Wystarczy jakby każdy na stanowisku miał jakiś większy „baniak” z wodą i systematycznie ją dolewał.

Trzeci, z roku na rok mam wrażenie, że w części wewnętrznej fortów jest co raz mniej miejsca, nie tylko dla wystawców, ale także dla ludzi którzy tamtędy przechodzą. Być może ma to związek z mocnym obleganiem stanowisk, które w opinii uczestników są interesujące. Takie stoiska jak wspomniane już Bourbon Lovers czy też Brothers in Drams powinny znaleźć się na zewnątrz, a w fortach powinno się nieco ograniczyć liczbę stoisk, aby przy każdym z nich była większa przestrzeń.

Być może to jest już ten moment, aby przenieść wszystko na zewnątrz?

PODSUMOWANIE

W tym miejscu nie będę trudził się na wymyślenie czegoś nowego, a zakończę dokładnie tak samo jak rok temu.

Jeszcze raz dziękuję WSZYSTKIM, których spotkałem na festiwalu. Dziękuję za trud włożony w przygotowanie tej imprezy. Za to, że jakimś cudem znowu dopisała pogoda, a atmosfera tego miejsca wprowadza mnie w zawsze optymistyczny nastrój.

Powtórzę – Karolina, Marcin, Piotr – jesteście WIELCY i dbajcie o to, aby WHISKY DAY CRACOW nie zniknął z mapy festiwalowej przez kolejne wiele lat.

Widzimy się 17 maja 2025 roku!!!

#PS

#WhiskyDayCracow #FortyKleparz #FestiwalWhisky #Relacja

Dodaj komentarz

Start a Blog at WordPress.com.

Up ↑